Ferie zimowe z dzieckiem na pograniczu Styrii i Górnej Austrii

W zeszłym roku na koniec marca wybraliśmy się całą rodziną do Austrii. Był to nasz pierwszy zagraniczny wyjazd z dzieckiem. Z jednej strony stanowił wielką niewiadomą i wyzwanie, z drugiej był czasem odpoczynku, czystej radości i beztroski. Zobaczcie, jak spędziliśmy kilka dni w Grundlsee i jak zaplanowaliśmy podróż, by nie była zbyt forsująca dla naszego malucha. Zapewniam Was, że nic tak nie rozwija dziecka i nie umacnia więzi z rodzicami jak wspólne poznawanie nowych miejsc 🙂

Wszystkich wahających się, czy wybrać się z małym m dzieckiem za granicę, zachęcam do podjęcia próby. Na początek warto wybrać bliższe destynacje np. Austrię lub Niemcy. Nie trzeba od razu porywać się na wyprawę do Indii. Druga sprawa to odpowiednie zaplanowanie podróży, noclegów i przystanków. Na koniec dostosowanie środka transportu i pory dnia na podróż do potrzeb naszego dziecka.

My wybraliśmy podróż samochodem z jednym noclegiem po drodze i przystankami co mniej więcej 2 godziny. Cały urlop trwał tydzień.

Pierwszy przystanek – Znojmo

Pierwszy przystanek i nocleg zabookowaliśmy sobie w Czechach. Tym razem padło na Znojmo. Zatrzymaliśmy się w Premium Hotel, A popołudniową porą poszliśmy na spacer na starówkę. Nie mogę powiedzieć, żeby to miasto tętniło życiem, raczej było opustoszałe, ale i pogoda nie sprzyjała spędzaniu czasu na powietrzu. Obeszliśmy kilka uliczek centrum, a nieważne był to okres przed świętami Wielkiej nocy, mieliśmy okazję podziwiać charakterystyczne dla tego regionu wielkanocne ozdoby, m.in. drzewka ozdobione kolorowymi jajeczkami.

Popołudnie spędziliśmy już w hotelu na smacznej kolacji i krótkim pobycie w jacuzzi.

Kolejny dzień przywitał nas słonecznie, więc zaraz po śniadaniu ruszyliśmy do celu podróży.

Zimowo-wiosenne ferie w Austrii

Na dłuższy pobyt wybraliśmy miejscowość Grundlsee w Górnej Austrii, malowniczo położoną nad jeziorem o tej samej nazwie. Na wzgórzu zachodzącym do jeziora znajduje się piękny ośrodek MONDI-HOLIDAY, gdzie spędziliśmy kilka wspaniałych dni. Oczywiście nie tylko tam, bo naszym zwyczajem codziennie odkrywaliśmy uroki okolicznych miasteczek. Jeśli chodzi o samo miejsce, to oprócz tradycyjnych drewnianych domków z apartamentami, znajdują się tam również restauracja, kryty basen, SPA, sala zabaw dla dzieci i jeszcze kilka dodatkowych atrakcji. Jeśli zatem ktoś chciałby stacjonarnie zażyć uciech dla ciała i duszy, to jest to znakomite miejsce. My wybraliśmy dla naszej rodzinki dwupoziomowy apartament z aneksem kuchennym. Rodzice zajęli górne piętro, a my z maluchem ulokowaliśmy się na dole. Bardzo nam było wygodnie 🙂

Pierwszego dnia pobytu powitała nas wiosna i piękne słoneczko, które zachęciły nas do spaceru po okolicy. Dodam, że wyrwaliśmy się na ten urlop ze smogowej Warszawy, więc czystego powietrza i spokoju pragnęliśmy najbardziej. To i malownicze widoki sprawiły, że już na początku wakacji pobyt uznaliśmy za udany.

PS Całe szczęście, że w ośrodku była restauracja, bo poza sezonem w Grundlsee trudno jest coś zjeść. Większość restauracji jest zamknięta.

Po tym wiosennym początku kolejnego dnia Grundlsee zaskoczyło nas śniegiem. I choć na zewnątrz zrobiło się zimno, to była to wspaniała okazja do zabrania naszego dziecka na „pierwsze w życiu” sanki. Wypożyczyliśmy je w recepcji ośrodka i ruszyliśmy w trasę, zmieniając się co jakiś czas w roli ciągnącego pojazd. Cała przygoda przyprawiła naszemu malcowi wiele radości i skończyła się istnym dramatem, kiedy przyszedł czas na drzemkę i oddanie sprzętu 😉

Miasta i miasteczka z pogranicza Styrii i Górnej Austrii

Pomijając odrobinę chronologię wyjazdu, opowiem Wam trochę o miasteczkach, do których zawitaliśmy.

Bad Aussee

Bad Aussee to niewielka uzdrowiskowa miejscowość, niemal sąsiadująca z Grundlsee. Poza sezonem liczy zaledwie 4762 mieszkańców.

Dla nas stanowiła głównie bazę zaopatrzeniową, ponieważ znajdują się tam liczne sklepy i markety. To, co jest warte odwiedzenia i co my robiliśmy nader często to z pewnością wizyta w obleganej kawiarnio-cukierni Lewandowsky. Można tam wypić pyszną kawę i skosztować słodkich specjałów: ciasto, ciastek, tortów i lodów, jednak trzeba mieć sporo szczęścia, aby znaleźć tam wolny stolik.

Bad Ischl

Bad Ischl to kolejne niewielkie miasto uzdrowiskowe w środkowej Austrii. Położone jest w Alpach Salzburskich, nad rzeką Traun. Właśnie w tym miejscu w 1853 roku spotkali się i zakochali w sobie cesarz Franc Joseph I i Elżbieta Bawarska. Historia tej pary widoczna jest na każdym rogu, gdyż co chwilę ma się okazję kroczyć ulicą nazwana imieniem cesarza, mijać cesarską kawiarnię lub jakieś muzeum. Kurort Bad Aussee gościł też wielu kompozytorów, takich jak Johann Strauss, Franz Lehár czy Johannes Brahms.

W mieście znajduje się willa cesarska tzw. Kaiservilla, będąca letnią rezydencją Franca Josepha i Elżbiety. W tej willi cesarz w 1924 roku podpisał wypowiedzenie wojny Serbii.

Kurort posiada także dworzec kolejowy Salzkammergutbahn. Został otwarty w 1877 r. i posiada do dziś aż dwa perony. Przed dworcem ku uciesze naszego malucha stoi zabytkowa lokomotywa z wagonami, do której bez przeszkód można wsiąść i poczuć się jak prawdziwy motorniczy.

Poza niewątpliwym urokiem tego miejsca spacer z dzieckiem urozmaicały nam atrakcje w postaci placu zabaw, figur lwów rozlokowanych w całym mieście i huśtawek. Na koniec naturalnie wsiedliśmy do lokomotywy.

Hallstatt

Ciekawość świata zawiodła nas jeszcze do Hallstatt. To piękna alpejska miejscowość, położona na zboczu schodzącym do jeziora Hallstättersee. Gmina Hallstaatt jest ośrodkiem regionu Salzkammergut, wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO pod nazwą Krajobraz kulturowy Hallstatt–Dachstein/Salzkammergut.

*Uwaga dla zwiedzających, tu trzeba się nachodzić pod górkę i z góry 😉

Jedną z atrakcji miasta jest ulokowany w kościele na wzniesieniu karner, gdzie można obejrzeć kolekcję czaszek podpisanych nazwiskami i profesjami zmarłych. W 1846 r. odkryto w pobliżu miasta cmentarzysko birytualne z epoki żelaza.

Nieopodal miasta znajduje się najbardziej znana zabytkowa kopalnia soli położona na złożach solonośnych ciągnących się wzdłuż północnej krawędzi Alp. Kopalnia powstała w późnej epoce brązu, a w 1734 roku w jednym wyrobisk znaleziono zakonserwowane w soli zwłoki prehistorycznego górnika.

Termy Narzissenbad

Tak się jakoś śmiesznie składa, że na naszych zimowych wyjazdach lubimy się zagrzać w jakichś termalnych ciepłych basenach. Tak było i tym razem. Skorzystaliśmy z basenów termalnych Vital Resort Narzissenbad.

Choć z początku nasz smyk odrobinę bał się wejścia do wody, to już po chwili hasał i cieszył się z pobytu na basenie. Jeśli będziecie mieli okazję być w okolicy, zachęcam was do kąpieli tutaj. Do wyboru mamy całe mnóstwo różnych basenów z wodami o różnych właściwościach. Mnie najbardziej podobała się kąpiel w basenie na zewnątrz oraz pobyt w grocie solnej.

Piękny i tłoczny Salzburg

Pobyt w Grundlsee skróciliśmy o jeden dzień na rzecz pobytu w Salzburgu. Choć byłam tam jako dziecko, to niewiele z tego pamiętam. Z przyjemnością przypomniałam sobie atrakcje starówki podczas spaceru z rodziną. Zatrzymaliśmy się w budżetowym hotelu JUFA. Jego ogromną zaletą była lokalizacja tuż obok salzburskiej starówki.

Na rynku głównym mieliśmy okazję podziwiać pokaz gigantycznych baniek mydlanych, mieniących się w słońcu kolorami tęczy. Uliczkami starówki kroczyły tłumy turystów. Przemierzyliśmy znaną ulicę handlową Getreidegasse, zjedliśmy obiad w chińskiej restauracji i poszliśmy dalej przez mostek pieszy nas rzeką Salzach, obok domu Mozzarta, aż do Mirabell Palace i zielonych ogrodów.

Rankiem kolejnego dnia po śniadaniu wsiedliśmy w samochody i jechaliśmy do Starego Bohumina na granicy Polski i Czech.

Nocleg dosłownie na granicy

Nocowaliśmy w intrygującym hoteliku Pod Zelenym Dubem. Z okien dosłownie było widać dawne przejście graniczne, a klimat w hoteliku był specyficzny, choć bardzo miły. Na dole w restauracji zjedliśmy tradycyjne czeskie dania: zupa cebulowa, gulasz, pieczona kaczka i knedliki. Na popitkę dostaliśmy zielone piwo (zielone z okazji świąt). Po miłym odpoczynku, rano przyszedł czas na powrót do Warszawy.

Takie ferie to ja lubię 🙂 Po tego typu wyprawie u dziecka można zauważyć wiele pozytywnych zmian. Nasz maluch zaczął więcej mówić, nawiązał lepszy kontakt z dziadkami (co trwa do dziś), znacznie się ośmielił i co dla nas ważne, przywykł do dłuższych podróży samochodem. Dzięki temu eksperymentowi wiedzieliśmy już, że na kolejny urlop możemy się wybrać gdzieś dalej. Tak też się stało, ale o tym innym razem.

Pozdrawiam i życzę Wam udanych urlopów!

K.