Jedziemy na Mazury z dziećmi

Ostatnio na blogu zrobiło się bardzo kulinarnie. Czas przełamać ten smakowity trend. Napiszę Wam coś nie coś o naszych podróżach. Tym razem jedziemy na Mazury z dziećmi. Co prawda mamy teraz kwarantannę, ale ona kiedyś minie i jeśli pogoda dopisze to może uda Wam się wyrwać na kilka dni za miasto i skorzystać z naszych doświadczeń. W tym wpisie znajdziesz propozycje na spędzenie kilku fajnych dni z dziećmi na Mazurach.

W 2019 roku nie mieliśmy prawdziwych, długich wakacji poza domem. Aby złapać chociaż namiastkę urlopu, wybraliśmy się na krótkie wakacje z dziećmi na Mazurach. Teraz gdy siedzimy zamknięci w domu, te kilka dni wydają się luksusem.

Niemniej jednak w tamtym czasie zależało nam na tym, aby:

  • odetchnąć od pośpiechu wielkiego miasta, a więc klimat wiejski mile widziany;
  • dobrze zjeść;
  • mieć „co zrobić ” z dziećmi w razie niepogody;
  • uniknąć dalekich podróży, na pokładzie mieliśmy 3-latka i 2-miesięczne niemowlę;
  • miło i niespiesznie spędzić razem czas, ale bez nudy.

Jak zwykle zabraliśmy się za planowanie wyjazdu na ostatnią chwilę. Kupowanie wczasów z rocznym wyprzedzeniem to nigdy nie była opcja dla nas. Tym razem spontan był o tyle większy, że przybył nam jeszcze jeden mały (a nawet zupełnie malutki) członek rodziny.

Mikołajki – komercja czy miły kompromis?

Popytałam znajomych, gdzie warto się wybrać z dziećmi. Napisałam kilka maili, przeszukałam booking.com i nie będziecie zdziwieni, jak powiem, że nie było łatwo znaleźć lokum w szczycie sezonu, czyli na początku sierpnia.

Nasz ograniczony wybór padł na Stare Sady nieopodal Mikołajek. Wybraliśmy domki z apartamentami Ville i Apartamenty Sady.

Dzień #1 Stare Sady

Piękne domy z drewna, przytulne i czyste apartamenciki, przyjemna atmosfera, piękny zadbany ogród i czyste powietrze przekonały nas, że to był dobry wybór. Stare Sady oddalone są od Mikołajek zaledwie kilka kilometrów, ale to wystarczyło, żeby móc zapomnieć o komercyjnym charakterze miasteczka.

Pierwszego dnia korzystaliśmy z uroków Starych Sadów, poszliśmy na miejski plac zabaw, zajrzeliśmy na podwórko przystani i restauracji Pod Jabłoniami, a na koniec spacerem przeszliśmy do Roberts Port, by posiedzieć na tamtejszym tarasie nad jeziorem.

Zdecydowanymi zaletami Sadów były:

  • agroturystyczny klimat miejsca;
  • cisza i spokój pomimo dużego obłożenia;
  • kącik dla dzieci w piwnicy domku;
  • możliwość zjedzenia posiłku w tutejszej restauracji.

Wady tego miejsca to z naszego punktu widzenia:

  • brak chodnika na całej długości trasy do Mikołajek;
  • ograniczony wybór dań w karcie i liczne braki już o 13;
  • potrawy były bardzo dobre lub mocno średnie, trudno więc zaliczyć kuchnie do zalet lub wad tego miejsca. Wadą natomiast był brak informacji o alergenach oraz brak kawy bezkofeinowej i mleka roślinnego. Alergicy mogliby mieć tu spory problem z jedzeniem;
  • bardzo miła, ale mało ogarnięta obsługa;
  • śniadania dopiero od 10:00. Przy dwójce rannych ptaszków ta godzina wykluczała jedzenie śniadania tak późno.

Dzień #2 Mikołajki

Choć chcieliśmy odpocząć od zgiełku, wciąż wracaliśmy do Mikołajek, a to na obiad, a to na plac zabaw, a to na małe zakupy. I wiece co, wcale mi to nie przeszkadzało. Moje dzieci to bardzo ranne ptaszki, więc o 8 rano spokojnie parkowaliśmy nasz samochód w samym centrum miasta i cieszyliśmy się nim zanim nastąpiło turystyczne oblężenie.

Drugiego dnia naszych wakacji z samego rana wybraliśmy się do portu w Mikołajkach na rejs statkiem po jeziorze Mikołajskim i Śniardwach. Około godzinny rejs okazał się miłą atrakcją, szczególnie dla 3-latka. Widoki było przepiękne, obsługa statku przemiła i pomocna. Kupując bilety na statek, trzeba jednak być przygotowanym na to, że cieszą się one dużą popularnością nawet wcześnie rano, a na pokładzie nie brakuje „turystów” z piwkiem, przekleństwem na ustach i mam głośno stróżujących swoje niesforne potomstwo. Ale spokojnie, my Polacy nie jesteśmy najgorsi. Emeryci zza Odry, których na statku nie brakowało, wcale nie są mniej uciążliwi.

Jeśli chodzi o mikołajską komercję, to pomimo tłumu turystów, odnajdywaliśmy sporo przyjemności w spacerach po nabrzeżu. Raz wstąpiliśmy na lody, innym razem na obiad. Jeśli jesteśmy przy posiłkach, warto pamiętać, aby w tych polecanych restauracjach zrobić sobie dzień wcześniej rezerwacje stolika, bo w porze obiadowej trudno o miejsce.

W miasteczku znaleźliśmy też całkiem fajny plac zabaw, na którym miło i aktywnie spędzała czas nasza pociecha.

Stołowaliśmy się w poniższych miejscach, które jednocześnie polecamy:

W Mikołajkach i okolicy zabrakło mi pozycji dla alergików, a także bezkofeinowej kawy.

Dzień #3 Mrągowo

Kawkę bez kofeiny odnaleźliśmy natomiast w Mrągowie w kawiarni Artystyczne Ciacho, dokąd pojechaliśmy trzeciego dnia naszych wakacji z dziećmi na Mazurach. Kawiarenka zachwyciła nas wystrojem, przepysznymi ciastami i kawą oczywiście. Serce i tęsknota rosną dzisiaj na wspomnienie o naszej wizycie w tym miejscu.

Zanim jednak trafiliśmy do Artystycznego, byliśmy z młodzieżą w Eko marinie Mrągowo. Na dzieciaki czeka tu mnóstwo atrakcji, m.in. huśtawki, drabinki, małpie gaje, zjeżdżalnie i tyrolka, a nad jeziorem kąpielisko. Po harcach na placu zabaw przeszliśmy się nad brzeg jeziora, po czym skierowaliśmy się do centrum miasta.

Mrągowo odnaleźliśmy jako bardzo zadbane, spokojne i urokliwe miasteczko. Po wyśmienitym drugim śniadaniu ruszyliśmy spacerem wokół jeziorka Magistrackiego z fontanną. Następnie w stronę Mrągowskiej Syrenki, potem w górę ulica Warszawską do Promenady i Molo. Wszędzie było pięknie, zielono i kwieciście.

Z Mrągowa pojechaliśmy już prosto na obiad do Mikołajek i popołudniowe hasanie po trawce w Starych Sadach.

Dzień #4 Kadzidłowo

Czwartego dnia opuszczaliśmy Stare Sady, ale na tym nie koniec było atrakcji. Nieświadomi tego, jak wygląda zwiedzanie, pojechaliśmy do Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie. Ale po kolei. Do parku dojeżdża się szutrową drogą przez las. Tradycyjnie, byliśmy na miejscu z samego rana – już na otwarcie, czyli na 10:00. Bardzo dobrze się stało, ponieważ miejsce to cieszy się ostatnimi laty ogromną popularnością. Już o 11:00 na parkingu brakuje miejsc.

Weszliśmy do parku z pierwszą grupą zwiedzających. Muszę tutaj dodać, że zwiedzanie odbywa się wyłącznie w dużych grupach prowadzonych przez przewodnika.

Mimo iż mąż pytał Panią w okienku,czy zwiedzanie z niemowlęciem w wózku nie będzie problemem, Pani nie uprzedziła go o tym, że z wózkiem nie można wejść. Grupa już ruszała, a my staliśmy przed bramą zszokowani, że musimy zostawić wozidło i wziąć dziecko na ręce. Utrudnieniem był fakt, że pomiędzy zagrodami przechodzi się po drabinach. Nie było już czasu na wiązanie chusty. Byłam przerażona, nie mogliśmy jednak rezygnować, żeby nie zawieść starszego syna, który wyczekiwał wizyty tutaj. Ruszyliśmy i okazało się, że całkiem dobrze dajemy sobie radę. Mając dziecko w chuście lub w nosidle byłoby już zupełnie bez problemu. Chyba świeże powietrze sprawiło, że nasz maluszek przespał całą wizytę w parku.

W tym wyjątkowym ogrodzie na terenie Puszczy Piskiej mogliśmy obcować oko w oko z wieloma rodzimymi gatunkami dzikich zwierząt kopytnych jak daniele, sarny, osły, ale także z wieloma gatunkami ptaków. Przez siatki można też podziwiać zwierzęta drapieżne: rysie i wilki. Wycieczka z przewodnikiem trwa około 70-90 minut i oprócz poznania zwierząt, jest miłym spacerem po łąkach i lesie.

W tej chwili ze względu na epidemię park jest zamknięty, mam jednak ogromną nadzieję, że mimo trudnego czasu to miejsce przetrwa i będziemy mogli tam wrócić za jakiś czas. Z Kadzidłowa ruszyliśmy do Łomży, z małym przystankiem w Piszu.

Pisz

W Piszu zatrzymaliśmy się na obiad. Wybraliśmy polecaną w internecie Basztę. Niestety okazała się dużym rozczarowaniem. Dania wyglądały ładnie i zostały podane wyjątkowo szybko, ale na tym możemy zakończyć wyliczanie zalet restauracji.

W smaku dania nie są najgorsze, ale daleko im do ideału. W każdym daniu można się do czegoś przyczepić. Sos do placka ewidentnie z torebki, zamiast gulaszu mięso mielone z warzywami z mrożonki, naleśniki grube i odgrzewane w głębokim oleju, owoce z żelu, bita śmietana z puszki, polędwiczki dobre, ale ogórki w mizerii niedokładnie obrane.

Samo miasto, choć czyste i zadbane to nie zachwyca niczym szczególnym. Najładniejszy jest ratusz widoczny na zdjęciu i most nad Pisą. Szybko więc ruszyliśmy dalej.

Łomża

Ostatnim przystankiem naszej wakacyjnej podróży była Łomża. Zatrzymaliśmy się tu u rodziny. Miasto jest nam dobrze znane. Z atrakcji polecić możemy spacer po starym rynku, który z każdym rokiem zyskuje na atrakcyjności. Otwierają się tam kolejne lokale gastronomiczne, a miasto zadbało o renowację rynku. Warto zajrzeć do słynnej łomżyńskiej Katedry, przejść się ulicą Długą, zejść w dół obok tzw. muszli i podążając w kierunku rzeki dojść do bulwarów nad Narwią. Tam znajdziecie bardzo atrakcyjny plac zabaw dla najmłodszych oraz plenerową siłownię. Zachwycić może także widok na zielone łąki i widoczna w oddali Piątnicę.

Tak oto zakończyliśmy nasze krótkie, ale bardzo cenne wakacje na Mazurach z dziećmi. Jeśli w przyszłości będziecie chcieli miło spędzić kilka spokojnych i słonecznych dni ze swoimi pociechami polecamy Wam naszą sprawdzoną wycieczkę i miejsca, które odwiedziliśmy i do których z przyjemnością wrócimy, jeśli tylko będzie do tego okazja.

Pozdrawiam,

K.