Urlop w Bieszczadach

Urlop w Bieszczadach – 2+2 na wakacjach

Rodzinny urlop 2020 zaplanowaliśmy jak pewnie większość Polaków w kraju. Szczęśliwy traf zadecydował, że spędziliśmy go w Bieszczadach, ale o tym za chwilę.

Nie będę ukrywać, że ze znalezieniem odpowiedniego miejsca na wypoczynek mięliśmy niemały problem. Mimo kilku rezerwacji w różnych częściach Polski, nie mogliśmy się zdecydować, którą destynację wybrać. Jednorodzinny całoroczny domek, z dala od zgiełku, ludzi, wielkomiejskich atrakcji i zagrożeń brzmiał jak marzenie. Mile widziany był kawałek zielonego ogródka z mini placem zabaw dla dzieciaków. Jednym słowem zależało nam na odludziu. Czy będzie to nad morzem, w górach czy na Mazurach miało mniejsze znaczenie. Zupełnie przez przypadek w rozmowie ze znajomą dowiedziałam się o nowiuteńkim niewielkim siedlisku WidziMy Się w Bieszczadach. Szybka wiadomość do właścicieli w sprawie dostępności terminów i w jednej chwili stało się jasne, że jedziemy na Podkarpacie 😊

Urlop w Bieszczadach czas start!

Z Warszawy ruszyliśmy w środę, dzięki czemu miałam dużo czasu na spakowanie walizek i wszystkich niezbędnych akcesoriów wyjazdowych (czyt. zabraliśmy ze sobą pół domu). Podróżowanie w środku tygodnia ma jeszcze jedną niewątpliwą zaletę – mniejszy ruch na drogach. Trasa w Karpaty niestety nadal nie należy do najprzyjemniejszych, dlatego warto wziąć pod uwagę dzień wyjazdu i powrotu do domu.

Zapakowani po sufit i gotowi na bieszczadzkie przygody ruszyliśmy przed siebie. Pierwszy dłuższy przystanek zrobiliśmy w Kolbuszowej, by zwiedzić tamtejsze Muzeum Kultury Ludowej. Bilet wstępu dla osoby dorosłej kosztuje 10 zł, ulgowy 7 zł, dzieci do 7 lat wchodzą bez opłat. Dostępne są także bilety rodzinne w cenie 27 zł, a w poniedziałki skansen można zwiedzać bez opłat.

Wizyta w muzeum okazała się dla nas (i oczywiście dla dzieci) nie tylko ciekawym doświadczeniem, ale też przemiłym spacerem. Na ekspozycji znajdują się m.in. chaty z XIX i XX wieku, wiatraki, kuźnia, szkoła, kościół, wyszynk, remiza strażacka. Na terenie skansenu nie brakuje gospodarskich zwierząt. Towarzystwa zwiedzającym dostarczają m.in. owce, kozy oraz gospodarskie ptactwo. Na spokojny spacer należy przeznaczyć około 2-3 godzin i z pewnością nie będzie to czas stracony.

Siedlisko WidziMy Się koło Baligrodu

Z Kolbuszowej ruszyliśmy do naszego wakacyjnego domku w miejscowości Bystre nieopodal Baligrodu. Cała trasa Warszawa – Radom – Skarżysko-Kamienna – Kolbuszowa – Baligród (drogami wojewódzkimi), nie licząc przystanków, zajęła nam 6 godzin 20 minut.

Na miejscu czekał na nas uroczy jednorodzinny domek – nowoczesna stodoła w Siedlisku WidziMy Się. Siedlisko zostało oddane do użytku w lipcu 2020 r. Do dyspozycji gości są 3 nowoczesne stodoły, z których każda pomieścić może 6-7 osób. Moim zdaniem, aby komfortowo spędzić czas na powierzchni około 80 m2, warto rezerwować domek dla nie więcej niż 5 osób. Na planie domków znajdują się dwie sypialnie, toaleta, łazienka z prysznicem oraz część dzienna z aneksem kuchennym. W wyposażeniu znajdziemy lodówkę, zamrażarkę, kuchenkę mikrofalową i płytę grzewczą. Dodatkowo każda stodoła posiada fantastyczny drewniany taras z widokiem na góry, a na nim do dyspozycji gości znajduje się zestaw mebli oraz grill.

Na uwagę zasługuje fakt, że połączenie z internetem jest tutaj znikome. Nie zrozumcie mnie źle, uważam, że to jest ogromna zaleta tego miejsca. Choć ewentualny home office może być problemowy, to odcięcie od FB, Instagrama i dołujących wiadomości, sprzyjają wypoczynkowi.

Siedlisko godne polecenia!

Jak nam się podobało w Siedlisku? Sama nie wiem, od czego zacząć 😊 Oprócz ciekawych architektonicznie i komfortowych domków, w naszej pamięci pozostały wspaniałe słoneczne poranki, świeże powietrze, urokliwe zachody Słońca, rozgwieżdżone nocne niebo i noce perseidów podziwiane z tarasu z lampką wina w dłoni.

Dzieci godzinami bawiły się na mini placu zabaw z piaskiem, domkiem i huśtawkami. Mieliśmy to szczęście, że placyk znajdował się dokładnie na wprost naszego tarasu, dzięki czemu chłopcy mogli się bezpiecznie bawić od bladego świtu, a jednocześnie cały czas byli pod naszym czujnym okiem.

Jedną z większych atrakcji tego miejsca jest pobliski górski strumyk, którego lodowata woda orzeźwia stopy i daje ukojenie w upalne dni. Nurt jest na tyle łagodny, a woda płytka, że spokojnie mogą się w nim bawić dzieciaki. Spacer w dół potoku okazał się dla 4-latka niesamowitym przeżyciem, ale także wartościową lekcją przyrody. Spod nóg uciekają bowiem ławice małych rybek, a odgłosy natury pobudzają zmysły. W drodze nad wodę spotkaliśmy jaszczurkę, przy okazji gry w piłkę, obserwowaliśmy pasikoniki, ważki i inne owady.

Nie bylibyśmy sobą, gdyby chęć poznawania świata nie skusiła nas do zwiedzania okolicy. O wyprawie na górskie szlaki nie było mowy. Zresztą to, czego brakowało nam w Siedlisku to możliwości wyjścia na długi spacer prosto z domku. To, co jest zaletą dojazdu tutaj, czyli bliskość Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej, jest jednocześnie jego wadą. Nie odważyłam się bowiem maszerować z dwójką kilkulatków poboczem (stosunkowo ruchliwej) tej trasy, a innego wyjścia nie było. Dla zmotoryzowanych nie będzie to jednak wielki problem, bo wystarczy podjechać kilka kilometrów, by móc cieszyć się szlakami pieszymi i pięknymi widokami.

Polańczyk na spacer

Pierwszą wycieczkę samochodem odbyliśmy do Polańczyka – słynnego uzdrowiska. Dzięki naszym małym rannym ptaszkom byliśmy w miasteczku około 9 rano. Zaparkowaliśmy tuż obok ekomariny (już o 10:00 brakuje tam miejsc na parkingach), przeszliśmy nabrzeżem Jeziora Solińskiego, skąd z oddali podziwiać można zaporę wodną.

Dalej ruszyliśmy w kierunku centrum, po drodze mijając przystań portową. Udaliśmy się także do punktu widokowego, z którego widok rozpościera się na dolinę z jeziorem. Z góry w oddali widać nie tylko miasto, ale też przystań oraz liczne żaglówki sunące po wodach zalewu. W słoneczny letni dzień ten widok robi niemałe wrażenie.

Z punktu widokowego wracaliśmy do ekomariny, niestety w już w tłumie turystów i kuracjowiczów ciągnących na tamtejszą plażę. Sama nie wiem, gdzie Ci wszyscy ludzie zamierzali się rozkładać, bo choć marina jest ładnie zagospodarowana, to jednak nie jest zbyt duża. Biorąc pod uwagę rekomendacje dotyczące reżimu sanitarnego, zupełnie sobie tego nie wyobrażam.

Dalszą część dnia spędziliśmy na błogim lenistwie w Siedlisku. Dzieciaki pluskały się w naszym rozkładanym baseniku, budowały zamki z piasku i biegały wokoło domku.

Bieszczadzka Kolejka Leśna

Kolejny dzień nie mógł być mniej ubogi w atrakcje, zatem o 8 rano byliśmy gotowi do wyjścia. Naszym celem tego dnia była wizyta na stacji Wąskotorowej Kolejki Bieszczadzkiej. Pierwszy kurs kolejki startuje o 9:30. Odkryte wagoniki kolejki ciągnięte się przez lokomotywę spalinową. Jak się później okazało zabytkowa lokomotywa parowa, którą podziwialiśmy na stacji, również kursuje na wybranych trasach. Początkowo zamierzaliśmy tylko obejrzeć ekspozycję wagonów i lokomotyw, ale pod lawiną próśb 4-latka ugięliśmy się, by skorzystać z przejażdżki. Uprzejmy konduktor pozwolił nam zając miejsca w krytym zabytkowym wagoniku, zwykle niedostępnym dla pasażerów. Dzięki tej uprzejmości mogliśmy się cieszyć komfortem podróży bez współpasażerów.

Podróż w jedną stronę na trasie Majdan – Balnica — Majdan trwa około 40 minut. Potem następuje 20-minutowy przystanek w Balnicy, który nie stanowi żadnej atrakcji. W pobliżu znajduje się tylko jedna chata, jak nam się wydawało, punkt startowy pieszych wycieczek i przyczółek dla piechurów. Jedyna rzecz przykuwająca uwagę to stara studnia 🙂

Trasa powrotna również zajmuje 40 minut. Starszy syn do końca dnia nie mówił już o niczym innym, a i młodszy zaczerpnął z wycieczki niemałą przyjemność 😊

Złapać gumę w Bieszczadach?

Jakie jest prawdopodobieństwo, że złapiesz gumę w Bieszczadach i akurat wypadnie to w święto, a kolejnego dnia jest niedziela? Akurat tak się zdarzyło, że nam się to przytrafiło. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przez część czasu radziliśmy sobie z kołem zapasowym, ale że podróż do Warszawy na dojazdówce nie jawiła nam się jako przyjemność, trzeba było znaleźć wulkanizację. Małżonek mój łapiąc zasięg na tarasie odszukał w internecie informację o punkcie wulkanizacyjnym 24h.

Jechaliśmy tam fantastyczną krętą trasą, mijając po drodze, mniejsze i większe miasteczka, doliny, górskie rzeki, oblegane smażalnie ryb. Gdzieś za zakrętem nawigacja oznajmiła przybycie do celu. Nie wierzyliśmy własnym oczom, bo choć wieża z opon sugerowała, że dotarliśmy do celu, to gospodarstwo rolne, z kurami, kaczkami, pasieką i stadem białych rosłych kogutów mogły być mylące. Była niedziela, przywitał nam młody mężczyzna, który uchylając drzwi garażu, ukazał nam fachowy warsztat wulkanizacyjny. Naprawa i wymiana koła nie zajęła więcej niż 10 minut i kosztowała 50 zł. Jeśli więc będą w podobnej potrzebie w Bieszczadach udajcie się tutaj – Wulkanizacja Czerski.

Połonina Wetlińska i Caryńska

Nasz urlop w Bieszczadach nie mógł być nudny, zatem kolejny dzień to kolejne przygody. Aura była już bardzo deszczowa, ale nie chcieliśmy rezygnować z uroków Bieszczad. Tego dnia pojechaliśmy samochodem do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Tam zatrzymaliśmy się na kawę i lody na parkingu dla ruszających pieszo na Połoninę Wetlińską, skąd roztaczał się lekko przymglony widok na Połoninę Caryńską. Warto dodać, że miejsce to stanowi głównie bazę wypadową wędrówek pieszych na szczyty Tarnica i Smerek.

Jeśli jesteście fanami pieszych wycieczek, to będąc w tej okolicy możecie wybrać się także na wycieczkę nad Jeziorka Duszatyńskie, Bukowe Berdo, Sine Wiry, Mała i Wielka Rawka.

Polecam też odwiedziny w Wetlinie i Cisnej, które są niewątpliwie jednymi z większych i bardziej znanych bieszczadzkich miejscowości, ale też bazami wypadowymi pieszych wycieczek. Jeśli nie obcy jest Wam serial Wataha, odnajdziecie tam również miejsca znane z filmowych kadrów.

Lokomotywa parowa i straż graniczna

W drodze powrotnej do naszego siedliska, moją uwagę przykuł słup dymu unoszący się nad drzewami. Okazało się, że za chwilę minęliśmy stację kolejki bieszczadzkiej w miejscowości Przysłup. Ku uciesze dzieciaków, na stacji stała lokomotywa parowa, szykująca się do odjazdu. Zdążyliśmy zaparkować samochód, by móc podziwiać spektakl odjazdu pociągu ciągniętego przez lokomotywę. Obłoki dymu i pary wydobywające się z komina, hałas uruchamianych tłoków i głośny gwizd, który oznajmił odjazd i odbijał się jeszcze przez chwilę echem, wywarły na nas niesamowite wrażanie. Zdecydowanie polecam Wam doświadczenie obserwowania odjazdu takiej lokomotywy parowe, w tym lub jakimkolwiek innym miejscu w Polsce.

W tym miejscu dodam jeszcze, że tuż przez naszym odjazdem ze stacji kolejki parowej, przyjechała w to miejsce straż graniczna.  Nasz syn dzięki uprzejmości funkcjonariusz zobaczył jak wygląda w środku służbowy jeep, a mąż mógł zadać strażnikowi kilka pytań o serial. Czy strażnicy faktycznie ścigają groźnych przestępców i uczestniczą w niebezpiecznych akcjach z użyciem broni? My znamy już odpowiedź 😉

Baligród – miasto czy wieś?

Baligród to bardzo małe miasteczko, które do XVIII wieku pozostawało we włądaniu rodu Balów.  Z uwagi na położenie w pobliży traktu handlowego na Węgry, posiadał znakomite warunki do rozwoju. Niestety przed 1915 rokiem utracił prawa miejskie i choć obecnie nadal ich nie posiada, to może się poszczyćić bardzo ciekawą historią. Jeśli będziecie w pobliżu Baligrodu, to oprócz sklepu, lodziarni i kilku kościółków, znajdziecie tam niewielki park z pomnikiem w postaci czołgu T-34. Obok pomnika ulokowane są tablice opisujące historię i koleje losów tej miejscowości.

Wizyta w Sandomierzu

Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Urlop w Bieszczadach dobiegł końca. My jednak lubimy przedłużać sobie wyjazdy, dlatego drodze powrotnej do Warszawy zaliczyliśmy jeszcze dłuższy przystanek w Sandomierzu. Miasto niewątpliwie zaskoczyło nas swoim urokiem. Zawsze postrzegałam Sandomierz wyłącznie przez pryzmat Ojca Mateusza, a starówka wydawała mi się jedynym miejscem wartym odwiedzenia. Po ostatniej wizycie zdecydowanie zmieniłam zdanie.

Stare miasto owszem jest jedyną z większych atrakcji Sandomierza, a znaków obecności „księdza Mateusza” nie sposób nie zauważyć, jednak całe miasteczko jest pięknie położone, zadbane i po prostu urocze. Spacerem obeszliśmy starówkę, gdzie obowiązkowe okazały się lody w tamtejszej „Manufakturze lodów”. Podziwialiśmy też średniowieczne stroje i zbroje rycerzy, obeszliśmy sandomierski zamek. Przed odjazdem wpadliśmy jeszcze na kawę i tosty do kawiarni Iluzion na starówce.

PS Tuż za Sandomierzem w kierunku na Warszawę znajduje się park jurajski Bałtów. Jeśli Wasze maluchy lubią tego typu atrakcje i nie goni Wasz czas, warto odwiedzić to miejsce 🙂

Zamek w Czersku

Wrażeń mieliśmy już pod dostatkiem, ale mimo tego w drodze powrotnej nie oparliśmy się chęci zobaczenia Zamku Książąt Mazowieckich w Czersku. Obiekt znajduje się tak blisko naszego domu, ale nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji tam zawitać. Ruiny zamku są malowniczo położone na wysokiej skarpie Pradoliny Wisły. Kompleks zamkowy składa się z trzech wież, Komnaty Kasztelana z odtworzonymi sprzętami z czasów powstania zamku, starych murów, reliktów kościoła grodowego z początku XII wieku.

Bilet wstępu dla osoby dorosłej to jedyna 8 zł, dla dziecka 5 zł. Dzieciaki do 3 lat wchodzą bez opłat. Oprócz możliwości obejścia zamku wzdłuż murów i podziwiania widoków, na miejscu można pokrótce zapoznać się z historią zamku zapisaną na tablicach. Dodatkowo drewnianymi schodami można wejść do wieży, gdzie na kolejnych piętrach znajdują się wspomniana wyżej komnata sypialna, sala tronowa oraz taras widokowy. Z tego, co wiem, na dziedzińcu zamku organizowane są także spotkania z historią, pikniki i zabawy z udziałem koni i ludzi przebranych w stroje z epoki.

Rodzinny urlop w Bieszczadach – czy twarto to powtórzyć?

Co mogę napisać na koniec? Nieco ponad tydzień urlopu w Polsce, niezależnie od pogody, może być wspaniały. Już teraz z rozrzewnieniem i tęsknotą wspominam czas spędzony w Bieszczadach. Podróż z dzieciakami przez 7 godzin nie należała do najłatwiejszych, ale było warto. Czy będziemy powtarzać tego typu wypady w przyszłości? Zdecydowanie tak i w miarę możliwości będziemy to robić jak najczęściej. Choć tęsknimy trochę za podróżami do Włoch czy Chorwacji, to wiemy, że Polska jest przepiękna. Jest pełna niespodzianek, cudów natury. Naszym obowiązkiem jest ją znać, doceniać jej uroki i pokazywać ją naszym dzieciom.

Udanych rodzinnych wypadów!

K.