Zakopane i okolice poza sezonem – przedmajówkowy urlop z dzieckiem

Chyba każdy Polak jako dziecko był w Zakopanem. Czy na pewno? Może trudno to sobie wyobrazić, ale ja w wieku lat 30 odwiedziłam Zakopane po raz pierwszy. Wiele razy chciałam tam pojechać, ale zawsze coś stawało mi na przeszkodzie. Dużo słyszałam o Krupówkach, kolejkach do wjazdu na Kasprowy, o korkach na Zakopiance i wszechobecnej pstrokatej tandecie sprzedawanej na straganach. Jak moje wyobrażenia mają się do rzeczywistości, o tym opowiem dzisiaj 🙂

Zakopane poza sezonem

Do Zakopca warto się wybrać poza sezonem. Wtedy znacznie łatwiej o przyzwoite lokum w przyzwoitej cenie, jadąc samochodem, nie utkniemy w kilometrowych korkach na Zakopiance, a na Krupówkach nie zgubimy sensu życia pośród ludu tłumów 😉

Poza sezonem, OK. Ale kiedy tam nie ma sezonu, skoro to miasto zawsze jest w modzie? Otóż jest taki krótki czas, pomiędzy zakończeniem sezonu narciarskiego (marzec) a rozpoczęciem sezonu wakacyjnego (w zasadzie już z początkiem maja). Pozostaje zatem kwiecień. Ja z rodzinką wybraliśmy się do Zakopanego na kilkudniowe wakacje na koniec kwietnia, tuż przed majówką. Trafiliśmy idealnie.

Prognoza pogody

Każdy, kto planuje swój urlop w naszym cudnym kraju, martwi się o pogodę. Jadąc nad morze, Polak drży w obawie o brak Słońca. Podróżując w góry, boi się, że nie będzie śniegu. Planując wakacje na Mazurach, znów sen z powiek spędza strach o dobrą pogodową aurę.

My też baliśmy się, że zamiast wiosennych spacerów i oddychania pełną piersią, przesiedzimy ten czas w apartamencie i w knajpach. Prognoza długoterminowa zapowiadała deszcz, burze i temperatury około zera. Na szczęście na prognozę zawsze można liczyć…można liczyć, że się nie sprawdzi 😉

Kiedy całą Polskę spowiły chmury i zalewał deszcz, nas Zakopane przywitało Słońcem iskrzącym się w bielutkim śniegu. Pierwszy dzień urlopu zapowiadał nam ferie zimowe. Jakie było nasze zaskoczenie, kiedy kolejny dzień przywitał nas słoneczną i zieloną wiosną 🙂

Jedzenie

Mam wrażenie, że cała Polska wzdłuż i wszerz góralskim jedzeniem stoi. Wszędzie pełno przydrożnych chat. Mi jednak daleko do kosztowania serwowanych tam „przysmaków”. Dlaczego? Bo jak jeść oscypki to tylko w górach. Tym sposobem wypad do Zakopanego był też czasem odkrywania kuchni regionu.

Zasmakowałam groli, dowiedziałam się, czym są moskale, wyciągnęłam kotleciki jagnięce i placek zbójnicki, do tego spróbowałam hałusków i tarcioków. Aaaaaa i jeszcze zupa chrzanowa. Na Krupówkach kupiłam oscypka. Reasumując, wypas.

PS. Karczma przy Młynie – gorąco polecam!

Zakwaterowanie

Do stolicy polskich Tatr wybraliśmy się z naszym wybrednym żywieniowo 9-cio miesięcznikiem, dlatego warunki lokalowe i możliwości gotowania były dla nas bardzo istotne. O tym, co jest ważne przy planowaniu podróży z dzieckiem, pisałam tutaj. Mój luby wybrał dla nas Zakopiańskie Apartamenty, ulokowane przy Bulwarach Słowackiego. Serdecznie polecam to miejsce rodzinom z dziećmi. Dwupokojowy apartament z jadalnią, osobnym wejściem od zewnątrz tuż nad potokiem i rzut kamieniem od wspomnianej wyżej karczmy okazał się strzałem w dziesiątkę 🙂

Pierwszego dnia pod wieczór poszliśmy jeszcze na mszę do pięknego drewnianego kościoła św. Antoniego z Padwy, po czym udaliśmy się do apartamentu żeby odpocząć i się rozpakować.

Kościół św. Antoniego

Kolejny dzień przeznaczony został na zapoznanie się z miastem. Ponieważ nasz maluch budzi się często jeszcze przed wschodem słońca, już o świcie byliśmy gotowi na podbój Zakopanego. Dzień rozpoczęliśmy od spaceru z wózkiem (czego nie polecam ze względu na nierówne chodniki) w kierunku słynnych Krupówek.

Ład urbanistyczny

Jeśli chodzi o ład przestrzenny, byłam nawet pozytywnie zaskoczona. Zakopane, choć jeszcze miejscami zaniedbane, systematycznie się zmienia. Jest pełne kontrastów, bo miejscami dominują piękne zabytkowe chaty i budowle, a za chwilę uderzają w nas tony neonów i reklam, które dominują i zasłaniają całe budynki.

Gdzieniegdzie na trasie spacerowej ulokowane zostały zdjęcia „dawniej i dziś”. Zdecydowanie „dawniej” wyglądało znacznie lepiej.

Punktem, który zapadł mi w pamięć, jest galeria handlowa, która wówczas dopiero powstawała. Już wtedy rażąco odstawała od architektury okolicznych budynków…wielka szkoda.

Poza tym w czasie spaceru widać było wiele budów apartamentów i hotelów, co wieści, że niebawem Zakopane może stać się naprawdę drogim i ekskluzywnym miejscem.

Zdjęcie z misiem

Spacerując po Krupówkach w stronę kolejki na Gubałówkę, spotkaliśmy owcę, która za piątaka zrobiła sobie z nami fotkę. Zaraz po tym do owcy dołączył lekko trącony miś, który również ochoczo ustawiał się do zdjęcia. My byliśmy już mniej chętni, gdyż ów miś wyglądał, jakby go przejechał walec na wstecznym…dwa razy. Krótko mówiąc, nie nasz klimat, a pamiątka wątpliwa 😉

Gubałówka

Im bliżej byliśmy Gubałówki, tym rosło zagęszczenie budek z różnościami, zupełnie nie niezwiązanymi z górami, bo oprócz ciupagi i oscypka można tam nabyć poduszkę pączka, balonik z helem z serii Psi Patrol, piórnik w kształcie kota i wiele innych tzw. badziewi. Zupełnie niepotrzebnie. Pomimo trudności z przedostaniem się na drugą stronę ulicy z wózkiem (brak infrastruktury) dotarliśmy do stacji kolejki na górę. Pogoda nawet nam sprzyjała, dzięki czemu doświadczyliśmy wspaniałych widoków. Nasza mała pociecha również była pod wrażeniem, głównie przejażdżki kolejką 😉

Potem powoli i pod górkę ruszyliśmy w stronę naszego apartamentu, kończąc pierwszy spacer po Zakopanem.

Wjazd na Kasprowy

Po południu, po obiedzie wybraliśmy się spacerem w kierunku kolejki na Kasprowy Wierch. Słoneczko odbijało się przyjemnie od śniegu. Co jakiś czas mijali nas narciarze wracający ze stoku. Przechadzka była bardzo udana. Niestety, kiedy dotarliśmy do stacji kolejki, okazało się, że 15 minut wcześniej odjechały ostatnie wagoniki na górę. Wjazd z wózkiem raczej nie wchodził w grę, a cena za bilety lekko nas powaliła, choć rozważaliśmy ich zakup w pakiecie ze wstępem do parku wodnego, ale o tym później. Zeszliśmy więc spokojnie wraz z zachodzącym słońcem na dół, a w kolejnych dniach dziecięcy powóz zamieniliśmy na nosidełko, a ten pierwszy odpoczywał sobie w apartamencie.

Skocznia narciarska

Kolejnego dnia rankiem wybraliśmy się na krótki spacer pod skocznię narciarską, tzw. Wielką Krokiew. Sama skocznia siłą rzeczy robi wrażenie, nawet w porównaniu ze skocznią w Garmisch-Partenkirchen. Otoczenie obiektu pozostawia jednak wiele do życzenia. Stragany ze wszystkim niepotrzebnym, błoto, nieład, nie zachęcają. Brakowało otwartej kawiarenki, czy nawet baru, w którym można by było zjeść drugie śniadanie i napić się kawy. Myślę, że poza sezonem skoków i zawodów, nie mam tam czego szukać. Spacer jednak zaliczam do bardzo przyjemnych i udanych.

Zapora i zamek w Niedzicy

Kolejnym punktem programu była wycieczka do zapory w Niedzicy. Pogoda była już iście wiosenna i słoneczna. Zalew Czorsztyński oddalony jest od Zakopanego o jakieś 40 km, co sprawia, że jedzie się tam około godziny.

Niedzica to niewielka wieś, która kryje w sobie jedną z najciekawszych atrakcji w Polsce. Na malowniczym i skalistym cyplu nad Zalewem, stoi XIV-wieczny zamek Dunajec. Jest to najważniejszy obiekt polskiego Spiszu. Twierdza jest piękne położona, ma bogatą historię i wiążą się z nią liczne legendy.

Zapora Niedzica, zwana również Zaporą Czorsztyńską, to najwyższa w Polsce zapora ziemna z centralnym uszczelnieniem, której budowa trwała w latach 1975–1997. Znajduje się w Pieninach, spiętrza wody Dunajca, tworząc Jezioro Czorsztyńskie. Pełni funkcję przeciwpowodziową, energetyczną i reakcyjną. Wraz z elektrownią jest udostępniona do zwiedzania.

Termy Bukowina

Ostatnie przedpołudnie z naszego wyjazdu przeznaczyliśmy na wizytę w basenach termalnych. Podobnych obiektów w okolicy Zakopanego nie brakuje, jednak my zdecydowaliśmy się na Termy Bukowina ze względu na ozonowaną wodę, odpowiednią dla małych dzieci. Na kąpiele w termach polecam Wam godziny poranne, my byliśmy na miejscu zaraz po otwarciu. Dzięki temu mogliśmy spokojnie przebrać siebie, malucha i skorzystać z wszystkich możliwych atrakcji, bez obawy o nadmierny tłok czy hałas. Ze względu na małe dziecko nasza wizyta nie trwała też długo. Po około 2 godzinach byliśmy gotowi do dalszej drogi.

Podjechaliśmy do Bukowiny Tatrzańskiej na krótką przechadzkę, ale ta nas nie zachwyciła. Zapewne w sezonie, kiedy miasteczko zamienia się w zimową śnieżną krainę, wrażenia odwiedzających są zgoła odmienne, jednak nas uderzyła otaczająca szarość, spaliny i brak atrakcji. Wstąpiliśmy do zabytkowego i obecnie nieużywanego kościoła, będącego symbolem architektury podhalańskiej i determinacji jednego człowieka – Jędrzeja Kramarza. Dwieście lat temu góral samouk sporządził plany budowy kościoła i zajął się akceptacją projektu u kościelnych władz. Po latach budowy i piętrzących się kłopotów wykonał ołtarze i wyrzeźbił ludowe wersje świętych figur. Kościół został oddany do użytku parafian w roku 1887.

Jak z perspektywy czasu oceniam Zakopane i nasz pobyt tam? Mimo kilku rozczarowań wyjazd zaliczam do udanych i często go wspominam z uśmiechem na twarzy. Góralska kuchnia: grole, moskale, placek zbójnicki; wizyta pod skocznią, wjazd na Gubałówkę, oscypek kupiony na Krupówkach i kilka dodatkowych atrakcji sprawiły, że mam ochotę tam wrócić.

Z pewnością nie wybrałabym tej destynacji na zimowe śnieżne szaleństwa, ale na kilkudniowy wypad wypoczynkowy już jak najbardziej. Myślę, że Zakopane i okolica mają bardzo dużo do zaoferowania, a ich potencjał w kolejnych latach będzie rósł. Trzymam za to kciuki.

K.